Relacje Polaków, którzy w 1933 r. przeżyli sowieckie ludobójstwo, należą do jednych z najbardziej wstrząsających świadectw XX w.
Jacyś dalecy krewni mamy, to nawet było, że tamta mama pojadła swoich dzieci. To już ludzi wariowali. Było, że mężowie żon swoich jedli.
Nadia Wyszkowska
Oto idzie człowiek i opuchnięty cały. Zupełnie obrzmiały i do człowieka nie jest podobny. Coś takie zachuchrane, brudne. Oto idzie, idzie, wyrywa trawę i je, a to jeszcze jakąś łodyżkę bierze i je. I patrz – już nie ma. U nas nosiciel był Żawreniuk, to ze stołówki pomyje wybierał. On tym się żywił. No, ile on się pożywił. Gdy na kilka dnia patrzymy – to on już nieżywy. I tam na tamtych pomyjach. W Burtynie wymarło ludzi – okropność.
Jadwiga Bagińska
W Kotiurżyńcach na byłym pańskim dziedzińcu matka zarżnęła dziecko i zjadła. Nazwisko matki Kucharska. Bardzo strasznie było.
Kamilia Dudka
Pamiętam od głodu tylko, jak martwi ludzi walali się po drodze. Jeździła fura, zbierała ich, chowali nie na cmentarzu, a koło skrzyżowania dróg. Kopali tam doły i zakopywali w nich zmarłych. Całe rodziny wymierali. A przez co wymierali? Aktywiści gromadą chodzili po chatach. I nawet jeśli ktoś w garnku w piecu schował garść kaszy, to z pieca dostawali i zabierali. Ojca zabrali, zapędzili do Kazachstanu, tam złapał gruźlicę płuc. Wypuścili go, w domu jeszcze przemarniał około miesiąca i zmarł w roku 33 czy 34. Latem zaczęli [ludzie] gryby zbierać, koło ogniska tamte grzyby smażyli, niedosmażonymi jedli i koło tegoż ogniska umierali.
Tato pracowali na fabrycznej stajnie, to kradli trochę jęczmieniu, owsa od koni i się ratowaliśmy. A ojciec jednak nie wytrzymał głodu i na początku 34 roku zmarł.
Anastazja Gurżij
Włodzimierz Ejsmont
U nas był Szumski Jaśko, miał na stodole bocianów. Wylazł, pozdejmował tamtych bocianów i pojadł ich. I wszystko jedno, sam zginął z głodu, cała rodzina go poszła na tamten świat. Zdechnie koń jakiś – zakopają. To za pół godziny nie ma tam tego konia. Odkopali, wydarli, wyrwali i zjadli. I wszystko.
Antoni Filiński
Opuchali sąsiedzi, umierali ludzi, dzieci jedli i galaretę gotowali. I może jadłam taką galaretę, kto go wie…
Jadwiga Gosudarska
A my burzan wyrywamy, korzenie wykopywamy. W lasie sosnowym mnożyły się wrony, to polazę, ponawyżeram tamtych wroniąt – mięso jednak. Jeżów łowiliśmy, gotowaliśmy i jedliśmy.
Mikołaj Gosudarski
Głód? Żeby go nikt nie pamiętał, żeby go nie znał nie tylko człowiek, lecz i pies wędrowny. Co zniosłem! Ojciec tu zmarł w roku 30, a matkę zesłali do obwodu archangielskiego i ona tam zginęła. A nas troje małych dzieci pozostało. Przyjechał tłum komsomolców – zabrali krowę u nas, dwoje świni, 40 worków zboża i w chacie, łącznie z łyżkami, widelcami i nawet woskiem, zabrali. Pozostawili gołe ściany. Co masz robić? Siostrzyczka Mania była, zaczęła piąty rok życia, gdzież mogła iść? Bardzo ją lubiłem. A imię bratka Kola. Siostra Mania zmarła we wsi z głodu. Stryj postawił trumnę w kaplice, na cmentarzu wykopał dół i sam gdzieś zniknął. To my z bratkiem – dziesięcioroczni – wsunęliśmy trumnę z ciałem Mani w dół i zarzucaliśmy jakimiś kamieniami i trochę ziemią zagarnięliśmy. Za dwa tygodnie po pogrzebie siostry zniknął mój bratek Kola. Bardzo piękny był. A we wsi byli ludożercy. Raz ten mężczyzna ludożerca napadł na kobietę jakąś, a tamta czy wyrwała się, czy się podziała. To gdy milicja przeprowadzała rewizję w tamtego człowieka, wtedy znaleźli u niego jedenaście głów ludzkich i rozpoznali główkę mojego bratka.
Bazyli Graniewicz
Ginęliśmy gorzej psów.
Anastazja Gurżij
W głód jadłem żółwie. W Łabuniu staw był spuszczony, wody po kolana było, to sam chodziłem, żółwie łowili, nazbieramy, usmażymy i jemy.
Kazimierz Krzyżanowski
Żydzi jakoś więcej urządzoni byli, przeżyli głodny czas bez strat. Nina z Szepietówki to chodziła na śmietniki żydowskie i zbierała wyrzucone jelita od kur. Wyciskała wszystko z jedli, siadała i surowe te jelita jadła.
Halina Łucenko
Moi sąsiadowie wszyscy wymarli z głodu. Była, mówili, Byciowa chata, to w niej zmarło sześć osób i leżało w chacie. Nazwisko Odruski. Dwaj synowie, dwie córki i rodziców dwoje. Aż zapach, że nie przejść ulicą koło tamtej chaty.
Bronisława Zielińska
Ile pochowałem dzieci zmarłych z głodu na Krzyżowym! Dochodziło mi się chować po dwadzieścia dzieci do jednego dołu. Dziecko idzie i skurczyło się pod płotkiem i gotowe jest. Zaczynasz kopać dół, koło ciebie tam jedno, dwoje leży. Ot, tak. A trochę wykopali dół na tych dwoje dzieci, to patrzymy już dziesięć, dwanaście leżą w radnach owinięte. I my wszystkich w tamtą jedną jamę zakopywaliśmy. Tam na Krzyżowym pochowani są w większości dzieci.
Paweł Murawski
Mieliśmy dziewczynkę, miała około siedmiu lat. Poszła do rodzonego stryja, wyrwała trzy szczypiorki i u niego na kładce tak stała płukać tą cebulkę. Stryjenka wzięła ją pod ręce, a on kijem ją pobił, aż dopóki przez usta jej krew nie pociekła. To siostrzyczka moja Ola, i to rodzony taty brat, i mieszkaliśmy tak w sąsiedztwie. Przyniósł [dziecko do chaty] i jak ją tam rzucił na podłogę, a ona tako sepleniła: ?Stryjeczku, nie rzucajcie mnie tak?. Tako głową o futrynę, i ta krew jej – ból, i dopóki mama przyszła od wujka, taj ona skonała.
Anastasja Poluszkiewicz
Koło naszej chaty w sąsiedztwie poumierali z głodu dwie takich pięknych dziewczynki jak laleczki. Gulczewskiego Zoński i Marii dzieci. Nazywały się Bronia i Józia. Dzieci z początku opuchnęli, a dalej wysechli. Leżali już nieruchomo, prosili jeść… jak dzieci. Być może gdyby kto był dał kawałeczek chleba temu dziecku, ono by i odżyło. Ale kto da, gdy nikt nic nie ma? Kto da?
Helena Sawicka
Malutki brat mój, 31 roku urodzenia, z głodu zrobił się takim białym – bladym, a skóra stała się jak bibułka papierosowa i przestał chodzić. Siedzi ono na przypiecku, nożęta pod siebie. A mama była na pracy cały dzień. Nam w żłobku dawali jeść. A te dziecko do żłobka nie przyjęli, bo nie chodzi. To i dawali garneczek z zupą, to ja zawiążę ten garneczek i bieżę truchcikiem do domu. Niesę tomu dziecku jeść. A te dziecko płacze i głosi: ?Aj, daj!?. A ja nie dostanę do przypiecka, bo jeszcze ławka wysoka stoi, na jaką ja nie wylezę. To stawię garneczek pod ławkę, a mama przyjdzie to już pokarmi synka.
Ludmiła Sobolewska
Koni kołchozowe zdechali – ludzie jedli. Sama na swoje oczy widziałam, siedzi koło padliny mężczyzna i kości obgryza. Aj, co mówić.
Stefania Sobolewska
W czasie głodu zmarły siostrzyczki. Jedna i druga. ?Oj, daj chleba, to będę żyć?. Z takimi słowami poumierały. Regina i Helena, jedna miała trzy roczki, druga siedem. Opuchali, a dalej wysychali.
Józef Sobolewski
Urodziło na polach, ale zabrali wszystko. Chodzili i zabierali wszystko ci, co czynili za jedno ze Stalinem. Oni wszyscy z tamtej partii narobili, oni wszystko w ludziach spaskudzili… partyjniacy. A ludzi zginęło jak gnoju.
Włodzimierz Święcicki
Dużo nas było dzieci u mamy i ojca. Zaczęli umierać dziatki od najstarszej, a dalej nieco drobniejsi za nią. Nie mogła mama rady dzieciom dać. Nawet do cmentarza nie miała sił znosić, żeby odwieźć martwych dziatek i pochować. Pozakopywała wszystkich u siebie w ogródku koło chaty. A ja pozostałam. Nie wiem, jaka byłam. Czy piąta, czy szósta, czy siódma u mamy. Bratków jeszcze miałam młodszych ode mnie – poumierali. To mama za mnie taj wyrzuciła mnie na piec, zamknęła chatę i poszła. [Przedstawiciele rady wiejskiej] wyrwali zamek. Pustka. Szukają ? nigdzie nic nie ma. Jeden wysoki zagląda na piec. ?Coś na piecu się rusza!?. Gdy oni na piec, tak ja tam – wydłubuję kawałek ściany palczykami, jem tę ścianę.
Gelia Talko
Ludzi byli tacy wycieńczeni przez głód, że już nie wiedzieli, co robią. Tak. Wtedy tak leżeli po drogach i prosili tak: rozdziawi usta i wskazywa, o tak, nie mogli już mówić, tylko pokazywał człowiek, żeby rzucić coś do ust. O tyle, strasznie było.
Nadia Wyszkowska
Święcicki Adolf zmarł z żoną i córką. Ale przedtem rodzice zjedli córkę. O, Boże…
Bronisława Zielińska
Wszystkie relacje pochodzą z tomu ?Głód i represje wobec ludności polskiej na Ukrainie 1932?1947? (red. Roman Dzwonkowski). Wyboru dokonał Piotr Zychowicz.